poniedziałek, 30 grudnia 2013

3. Druga zasada


- I ja przyjąłem kogoś takiego jak on? Nawet moja córka potrafi więcej niż mój „dobrze zapowiadający się, uroczy w obyciu” uczeń. Jego ciotka musi go bardzo kochać, skoro ma o nim takie zdanie… - marudził po nosem Berthold, sprawdzając kolejne kręgi transmutacyjne. Z każdą kolejną kartką wzrastał w nim gniew. Gniew głównie skierowany na niego samego, bo to on był durniem, kiedy przyjmował tego młodziaka.
Z jego ust wydobył się niemy krzyk, gdy zobaczył kolejną kartkę zabazgraną nierównym pismem. Najwidoczniej chłopak nie słyszał nawet o linijce.
Mężczyzna zgniótł kartkę i wyrzucił ją za siebie, gdzie dołączyła do innych. Wstał gwałtownie z krzesła i zaczął powolną przechadzkę po swoim pokoju.
- Nie mogę go teraz odesłać do domu. Jego ciotka obiecała łożyć na jego utrzymanie i częściowo pokrywać koszty szkolne Rizy – wyszeptał i nagle poczuł oszałamiający ból w głowie. Złapał się za nią, a następnie upadł na podłogę. Czuł, że oddycha coraz płycej, a powieki robią się coraz cięższe.
* * *
          Obudził się po kilku minutach, czując na swoim policzku chropowaty język kota. Otworzył oczy i zobaczył przed sobą żółte ślepia rudego kocura. Poklepał go lekko i powoli podniósł się do pozycji siedzącej. Ból głowy nieznacznie ustąpił. Odetchnął głęboko i rozejrzał się. Musiał wrócić do pracy, jeżeli chciał czegokolwiek nauczyć tego chłopaka.
           Podszedł do regału z książkami i wyciągnął dwa grube tomy. Uśmiechnął się, pamiętał jeszcze czasy, kiedy sam w pocie czoła z nich korzystał. Razem z Elisabeth.  Pokręcił głową i jak najszybciej opuścił pokój. Nie chciał teraz o niej myśleć. Nie tutaj.
         Trochę mu zajęło dojście z do drzwi swego ucznia, choć była to tylko jedna długość korytarza. Wszedł do środka bez pukania. W pomieszczeniu panował półmrok, podobny do tego, który spowijał cały dom.
        Nagle usłyszał ciche chrapanie. Zmarszczył czoło i podszedł do łóżka, na którym zobaczył swego ucznia śpiącego sobie w najlepsze, z zaślinionym policzkiem i poduszką. Mężczyzna poczuł po raz kolejny tego dnia żółć, która zaczęła wypełniać go od środka. Przytrzymał mocniej książki i zamachnął się mocno, trafiając w ramię swego podopiecznego.
          - Co, co się dzieje?! – krzyknął wybudzony ze snu Roy, nie bardzo wiedząc gdzie się znajduje, ani co tutaj robi. Czuł jedynie pulsujący ból w ręce. Spojrzał na zwalisty, głośno dyszący kształt przed sobą. Jego ciałem wstrząsnął dreszcz. Cofnął się gwałtownie pod ścianę.
          Berthold Hawkeye spojrzał na niego z zimną furią, następnie rzucił książki pod nogi swego ucznia.
          - Właśnie dowiodłeś, że marnujesz mój czas – stwierdził tylko i wyszedł z pokoju.
     Kiedy tylko zamknął za sobą drzwi, stanęła przed nim jego córka. W za dużych, workowatych spodniach nieokreślonego koloru i niebieskiej koszulce na ramiączkach.  
        - Co się stało? – zapytała rzeczowym tonem. Mężczyzna nie miał sił na rozmowę, więc tylko ją wyminął nic nie mówiąc. Nie zrobił nawet trzech kroków, gdy znów stanęła mu na drodze.
       - Tato, powiedz, co się stało. Zrobiliście taki hałas, że usłyszałam was w kuchni na dole… - zrobiła błagalną minę, a on pokręcił głową. Dobrze wiedziała, że może tym wskórać u niego wszystko.
       - Przeliczyłem się, to wszystko – powiedział wymijająco i poczuł, że znów opuszczają go siły. Przed jego oczami pojawiły się tak dobrze mu znane czarne plamy. Pomiędzy nimi widział twarz swojej córki, która mówiła coś w jego stronę, ale słowa nie docierały do niego. Resztkami sił oparł się o ścianę. Potem już była tylko ciemność.
* * *
         Obudził się w swoim łóżku, troskliwie przykryty swoim ulubionym kocem. Rozejrzał się, ale w pokoju było zupełnie ciemno. Jedyne światło dobiegało ze szpary pomiędzy podłogą, a drzwiami. Odetchnął głęboko i nagle usłyszał przytłumiony głos swojej córki. Po chwili jej cień pojawił się w szparze.
         - Doktor jest pewny? – zapytała drżącym głosem.
        - Nie brał leków już przynajmniej od roku – odpowiedział nowy głos, w którym Berthold ze rozpoznał doktora Younga. – Przepiszę ci nową receptę, ale jedyny lek, który teraz mu może pomóc jest dość drogi…
- Dziękuję doktorze – szepnęła, a jej cień poruszył się nieznacznie. – Odprowadzę pana do wyjścia.
* * *
       Miał wolne. O tak. Miał Wolne. Co prawda kosztem zdrowia swojego Sensei, ale w końcu mógł bezkarnie spać i nie dostawało mu się za to z grubych tomisk. Właśnie. Wypadałoby w końcu je przeczytać. Znaczy się. Już raz próbował, ale to całe gadanie o jednościach, dekonstrukcji i syntezie… bolała go głowa i miewał potem stany depresyjne, związane z jego stanem wiedzy.
         Z drugiej strony, gdy tylko wychodził z pokoju napotykał karcący wzrok Rizy. Który był chyba nawet gorszy niż całe to bicie książkami. Problemy, same problemy.
        Leżał właśnie na swoim łóżku i badał każdą nierówność sufitu, kiedy ktoś uderzył go po twarzy. Zamrugał kilkakrotnie i usiadł.
           Widział przed sobą marsową minę Rizy. Jej zimny, ale zmęczony wzrok i usta złożone w cienką linię.
           - Jak ty… - nie dokończył, bo znów mu się od niej dostało. Tym razem z pięści w ramię.
        - Dlaczego się nie uczysz? – zapytała zimno i zmrużyła oczy. Jedną rękę miała opartą na talii, a w drugiej trzymała jedną z książek o alchemii. Miała na sobie fioletową koszulkę, a na niej czerwoną sukienkę. Dziwne, ale wyglądała bardzo ładnie. Zwłaszcza jak na Rizę. – Czy ty mnie w ogóle słuchasz?!
- Oczywiście! – zerwał się z łóżka i udał, że jej salutuje, za co znów dostał książką. Tym razem po głowie. Jęknął cicho i pomasował się po czole. Ma dziewczyna siłę.  
- Gdybym była na twoim miejscu zależałoby mi na tym, by być jak najlepszym. Podobno chcesz być Płomiennym Alchemikiem, prawda? – pokiwał niemo głową. – Nie pokazujesz tego śpiąc sobie w najlepsze i korzystając z czasu, podczas którego mój ojciec leży chory w łóżku.
- Skąd wiesz, że nie korzystam, co? – zapytał podchodząc do niej bliżej. Pokręciła głową, jakby nie wierzyła w to co słyszy.
- Podaj mi trzy etapy transmutacji – powiedziała przesłodzonym tonem, a po chwili milczenia ze strony chłopaka pokiwała głową. Podała mu książkę i z drwiącą miną stwierdziła: - Zasada numer dwa, nigdy nie mów mi, że się mylę.


-------
Przepraszam za tak długą przerwę, musiałam się wziąć w sobie :) Dziś nie dam rady wszystkich poinformować, więc zapewne zrobię to w najbliższym czasie, obiecuję. 
Poza tym, musiałam mocno obciąć obrazek na początku rozdziału i moja dusza przez to ubolewa, dlatego jeżeli ktokolwiek chciałby go zobaczyć w całości, odsyłam do kliknięcia w miniaturę.

P.S. Dziękuję za nominację do Libster i tak dalej, ale nie mam czasu się w to bawić i raczej nie przyjmuje takich zaproszeń - z góry przepraszam. A tak w góle, jak Wam minęły święta, alchemicy?

12 komentarzy:

  1. Nie wiedziałam, że Riza już w dzieciństwie musztrowała i pilnowała pułkownika. I nie sądziłam, że jest w jakiś sposób podobna do ojca, przynajmniej podobnie traktują podejście Roya do nauki. Hawkeye chory? Zastanawiam się, jak sobie Riza poradzi, wygląda, że u nich się nie przelewa, a skoro leki drogie.. No, w każdym razie, rozdział bardzo mi się podobał, a sumie przerwa nie taka znowu długa :) Mam nadzieję, że kolejna nowość szybciej. Aha, i wszystkiego dobrego, spełnienia marzeń z okazji nadchodzącego 2014 :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Roy faktycznie powinien zabrać się do roboty, jeżeli chce osiągnąć coś wielkiego. W końcu nic samo nie przychodzi, a ktoś z wielkimi marzeniami powinien o tym wiedzieć. Dobrze, że jest Riza, która ma wyjątkowy dar perswazji :)

    OdpowiedzUsuń
  3. z tego oto miejsca chciałam oświadczyć, że solidaryzuję się z Royem i uważam, że długie spanie nie jest niczym złym. dodam również, że zupełnie nie rozumiem, dlaczego dostaje się za to z jakiegoś długiego tomiszcza albo - jak w moim przypadku - z dziecka. naprawdę. -,-
    kocham/pozdrawiam/ubóstwiam, Ś. <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem wreszcie!
    <3
    Piękny rozdział :D
    haha, nawet mi Royka nie szkoda, zasługuje na trochę przemocy :D Świetny zalążek późniejszych relacji między nim, a Rizą. No, ciekawe kiedy jego motywacja wzrośnie i z jakiego powodu ;)
    Czekam na cd!

    OdpowiedzUsuń
  5. Biedny Roy, nieźle mu się oberwało :D. Może w końcu się weźmie do nauki :)
    tytankiwschodu.bloog.pl
    Angie :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Serdecznie zapraszam na siedemnasty rozdział na Lady dirgel :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Roy ofiarą przemocy domowej! A poza tym to ktoś powinien uświadomić Rizę jak brak odpowiedniej ilości snu wpływa na zdrowie. xD

    OdpowiedzUsuń
  8. hey! Tak wpadam, powiedzieć Ci, że Twoj komentarz zwrócił mi sporo wigoru :* Jakos ostatnio z wątpieniem patrzę na siebie, na wszystko.
    Dobrze wiedzieć, że kogoś cieszy nasze pisanie ^^

    Muaaaa :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Pozwoliłam sobie nominować Cię do Liebsten Award. Więcej informacji: http://opera-lalek.blogspot.com/2014/01/liebsten-award.html

    OdpowiedzUsuń
  10. Serdecznie zapraszam na osiemnasty rozdział na Lady dirgel! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Serdecznie zapraszam na epilog na Lady dirgel! :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Postaać roya podoba mi się średnio, a Rizy strasznie mi sie podoba. Rozdział super. lecę czytać dalej
    weny życze

    OdpowiedzUsuń