- I ja przyjąłem
kogoś takiego jak on? Nawet moja córka potrafi więcej niż mój „dobrze zapowiadający
się, uroczy w obyciu” uczeń. Jego ciotka musi go bardzo kochać, skoro ma o nim
takie zdanie… - marudził po nosem Berthold, sprawdzając kolejne kręgi
transmutacyjne. Z każdą kolejną kartką wzrastał w nim gniew. Gniew głównie
skierowany na niego samego, bo to on był durniem, kiedy przyjmował tego
młodziaka.
Z jego ust
wydobył się niemy krzyk, gdy zobaczył kolejną kartkę zabazgraną nierównym pismem.
Najwidoczniej chłopak nie słyszał nawet o linijce.
Mężczyzna
zgniótł kartkę i wyrzucił ją za siebie, gdzie dołączyła do innych. Wstał
gwałtownie z krzesła i zaczął powolną przechadzkę po swoim pokoju.
- Nie mogę go
teraz odesłać do domu. Jego ciotka obiecała łożyć na jego utrzymanie i
częściowo pokrywać koszty szkolne Rizy – wyszeptał i nagle poczuł oszałamiający
ból w głowie. Złapał się za nią, a następnie upadł na podłogę. Czuł, że oddycha
coraz płycej, a powieki robią się coraz cięższe.
* * *
Obudził
się po kilku minutach, czując na swoim policzku chropowaty język kota. Otworzył
oczy i zobaczył przed sobą żółte ślepia rudego kocura. Poklepał go lekko i powoli
podniósł się do pozycji siedzącej. Ból głowy nieznacznie ustąpił. Odetchnął
głęboko i rozejrzał się. Musiał wrócić do pracy, jeżeli chciał czegokolwiek
nauczyć tego chłopaka.
Podszedł
do regału z książkami i wyciągnął dwa grube tomy. Uśmiechnął się, pamiętał
jeszcze czasy, kiedy sam w pocie czoła z nich korzystał. Razem z Elisabeth. Pokręcił głową i jak najszybciej opuścił pokój.
Nie chciał teraz o niej myśleć. Nie tutaj.
Trochę
mu zajęło dojście z do drzwi swego ucznia, choć była to tylko jedna długość
korytarza. Wszedł do środka bez pukania. W pomieszczeniu panował półmrok,
podobny do tego, który spowijał cały dom.
Nagle
usłyszał ciche chrapanie. Zmarszczył czoło i podszedł do łóżka, na którym
zobaczył swego ucznia śpiącego sobie w najlepsze, z zaślinionym policzkiem i
poduszką. Mężczyzna poczuł po raz kolejny tego dnia żółć, która zaczęła
wypełniać go od środka. Przytrzymał mocniej książki i zamachnął się mocno,
trafiając w ramię swego podopiecznego.
-
Co, co się dzieje?! – krzyknął wybudzony ze snu Roy, nie bardzo wiedząc gdzie
się znajduje, ani co tutaj robi. Czuł jedynie pulsujący ból w ręce. Spojrzał na
zwalisty, głośno dyszący kształt przed sobą. Jego ciałem wstrząsnął dreszcz.
Cofnął się gwałtownie pod ścianę.
Berthold
Hawkeye spojrzał na niego z zimną furią, następnie rzucił książki pod nogi
swego ucznia.
-
Właśnie dowiodłeś, że marnujesz mój czas – stwierdził tylko i wyszedł z pokoju.
Kiedy
tylko zamknął za sobą drzwi, stanęła przed nim jego córka. W za dużych,
workowatych spodniach nieokreślonego koloru i niebieskiej koszulce na
ramiączkach.
-
Co się stało? – zapytała rzeczowym tonem. Mężczyzna nie miał sił na rozmowę, więc tylko ją wyminął nic nie mówiąc. Nie zrobił nawet trzech kroków, gdy znów
stanęła mu na drodze.
-
Tato, powiedz, co się stało. Zrobiliście taki hałas, że usłyszałam was w kuchni
na dole… - zrobiła błagalną minę, a on pokręcił głową. Dobrze wiedziała, że
może tym wskórać u niego wszystko.
-
Przeliczyłem się, to wszystko – powiedział wymijająco i poczuł, że znów
opuszczają go siły. Przed jego oczami pojawiły się tak dobrze mu znane czarne
plamy. Pomiędzy nimi widział twarz swojej córki, która mówiła coś w jego
stronę, ale słowa nie docierały do niego. Resztkami sił oparł się o ścianę.
Potem już była tylko ciemność.
* * *
Obudził
się w swoim łóżku, troskliwie przykryty swoim ulubionym kocem. Rozejrzał się,
ale w pokoju było zupełnie ciemno. Jedyne światło dobiegało ze szpary pomiędzy
podłogą, a drzwiami. Odetchnął głęboko i nagle usłyszał przytłumiony głos
swojej córki. Po chwili jej cień pojawił się w szparze.
-
Doktor jest pewny? – zapytała drżącym głosem.
-
Nie brał leków już przynajmniej od roku – odpowiedział nowy głos, w którym Berthold
ze rozpoznał doktora Younga. – Przepiszę ci nową receptę, ale jedyny lek, który
teraz mu może pomóc jest dość drogi…
- Dziękuję doktorze – szepnęła, a
jej cień poruszył się nieznacznie. – Odprowadzę pana do wyjścia.
* * *
Miał
wolne. O tak. Miał Wolne. Co prawda kosztem zdrowia swojego Sensei, ale w końcu
mógł bezkarnie spać i nie dostawało mu się za to z grubych tomisk. Właśnie.
Wypadałoby w końcu je przeczytać. Znaczy się. Już raz próbował, ale to całe
gadanie o jednościach, dekonstrukcji i syntezie… bolała go głowa i miewał potem
stany depresyjne, związane z jego stanem wiedzy.
Z
drugiej strony, gdy tylko wychodził z pokoju napotykał karcący wzrok Rizy.
Który był chyba nawet gorszy niż całe to bicie książkami. Problemy, same
problemy.
Leżał
właśnie na swoim łóżku i badał każdą nierówność sufitu, kiedy ktoś uderzył go
po twarzy. Zamrugał kilkakrotnie i usiadł.
Widział
przed sobą marsową minę Rizy. Jej zimny, ale zmęczony wzrok i usta złożone w
cienką linię.
-
Jak ty… - nie dokończył, bo znów mu się od niej dostało. Tym razem z pięści w
ramię.
- Dlaczego się
nie uczysz? – zapytała zimno i zmrużyła oczy. Jedną rękę miała opartą na talii,
a w drugiej trzymała jedną z książek o alchemii. Miała na sobie fioletową
koszulkę, a na niej czerwoną sukienkę. Dziwne, ale wyglądała bardzo ładnie.
Zwłaszcza jak na Rizę. – Czy ty mnie w ogóle słuchasz?!
- Oczywiście! –
zerwał się z łóżka i udał, że jej salutuje, za co znów dostał książką. Tym
razem po głowie. Jęknął cicho i pomasował się po czole. Ma dziewczyna siłę.
- Gdybym była
na twoim miejscu zależałoby mi na tym, by być jak najlepszym. Podobno chcesz
być Płomiennym Alchemikiem, prawda? – pokiwał niemo głową. – Nie pokazujesz
tego śpiąc sobie w najlepsze i korzystając z czasu, podczas którego mój ojciec leży
chory w łóżku.
- Skąd wiesz,
że nie korzystam, co? – zapytał podchodząc do niej bliżej. Pokręciła głową,
jakby nie wierzyła w to co słyszy.
- Podaj mi
trzy etapy transmutacji – powiedziała przesłodzonym tonem, a po chwili
milczenia ze strony chłopaka pokiwała głową. Podała mu książkę i z drwiącą miną
stwierdziła: - Zasada numer dwa, nigdy nie mów mi, że się mylę.
-------
Przepraszam za tak długą przerwę, musiałam się wziąć w sobie :) Dziś nie dam rady wszystkich poinformować, więc zapewne zrobię to w najbliższym czasie, obiecuję.
Poza tym, musiałam mocno obciąć obrazek na początku rozdziału i moja dusza przez to ubolewa, dlatego jeżeli ktokolwiek chciałby go zobaczyć w całości, odsyłam do kliknięcia w miniaturę.
P.S. Dziękuję za nominację do Libster i tak dalej, ale nie mam czasu się w to bawić i raczej nie przyjmuje takich zaproszeń - z góry przepraszam. A tak w góle, jak Wam minęły święta, alchemicy?
Nie wiedziałam, że Riza już w dzieciństwie musztrowała i pilnowała pułkownika. I nie sądziłam, że jest w jakiś sposób podobna do ojca, przynajmniej podobnie traktują podejście Roya do nauki. Hawkeye chory? Zastanawiam się, jak sobie Riza poradzi, wygląda, że u nich się nie przelewa, a skoro leki drogie.. No, w każdym razie, rozdział bardzo mi się podobał, a sumie przerwa nie taka znowu długa :) Mam nadzieję, że kolejna nowość szybciej. Aha, i wszystkiego dobrego, spełnienia marzeń z okazji nadchodzącego 2014 :)
OdpowiedzUsuńRoy faktycznie powinien zabrać się do roboty, jeżeli chce osiągnąć coś wielkiego. W końcu nic samo nie przychodzi, a ktoś z wielkimi marzeniami powinien o tym wiedzieć. Dobrze, że jest Riza, która ma wyjątkowy dar perswazji :)
OdpowiedzUsuńz tego oto miejsca chciałam oświadczyć, że solidaryzuję się z Royem i uważam, że długie spanie nie jest niczym złym. dodam również, że zupełnie nie rozumiem, dlaczego dostaje się za to z jakiegoś długiego tomiszcza albo - jak w moim przypadku - z dziecka. naprawdę. -,-
OdpowiedzUsuńkocham/pozdrawiam/ubóstwiam, Ś. <3
Jestem wreszcie!
OdpowiedzUsuń<3
Piękny rozdział :D
haha, nawet mi Royka nie szkoda, zasługuje na trochę przemocy :D Świetny zalążek późniejszych relacji między nim, a Rizą. No, ciekawe kiedy jego motywacja wzrośnie i z jakiego powodu ;)
Czekam na cd!
Biedny Roy, nieźle mu się oberwało :D. Może w końcu się weźmie do nauki :)
OdpowiedzUsuńtytankiwschodu.bloog.pl
Angie :*
Serdecznie zapraszam na siedemnasty rozdział na Lady dirgel :)
OdpowiedzUsuńRoy ofiarą przemocy domowej! A poza tym to ktoś powinien uświadomić Rizę jak brak odpowiedniej ilości snu wpływa na zdrowie. xD
OdpowiedzUsuńhey! Tak wpadam, powiedzieć Ci, że Twoj komentarz zwrócił mi sporo wigoru :* Jakos ostatnio z wątpieniem patrzę na siebie, na wszystko.
OdpowiedzUsuńDobrze wiedzieć, że kogoś cieszy nasze pisanie ^^
Muaaaa :*
Pozwoliłam sobie nominować Cię do Liebsten Award. Więcej informacji: http://opera-lalek.blogspot.com/2014/01/liebsten-award.html
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam na osiemnasty rozdział na Lady dirgel! :)
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam na epilog na Lady dirgel! :)
OdpowiedzUsuńPostaać roya podoba mi się średnio, a Rizy strasznie mi sie podoba. Rozdział super. lecę czytać dalej
OdpowiedzUsuńweny życze