Pierwszy dzień
wojny przyniósł ze sobą wysoką temperaturę i duszne powietrze. Świat się nie
skończył, ludzie nadal chodzili do pracy, kłócili się ze sobą o drobnostki,
plotkowali o swoich sąsiadach. Życie toczyło się dalej.
Riza nie mogła
tego pojąć, nie mogła zrozumieć jak można było dojść z tą sytuacją do porządku
dziennego, zwłaszcza już następnego dnia. Siedziała na parapecie w swoim pokoju
i tępym wzrokiem wpatrywała się w podjazd przed domem. Odgarnęła z czoła swoje
niesforne blond włosy, a następnie oparła głowę o szybę. Zamknęła oczy.
Nawet jej ojca
zbytnio to nieobeszło, pomyślała z goryczą. Pamiętała jak biegła do niego po
schodach, przeskakując po dwa stopnie, jak ze strachem w oczach weszła do jego
pokoju, chcąc tylko kłamliwego zapewnienia, że nic się nie dzieje, że wszystko
będzie dobrze. Prychnęła, zdając sobie sprawę z własnej głupoty. Pamiętała jak
spojrzał na nią swymi ciemnymi oczyma, jak uśmiechnął się kwaśno i wzruszył
ramionami.
- Nie pierwsza i nie ostatnia – stwierdził
tylko, a następnie przeniósł swój zamglony wzrok na okno. – Lepiej się do tego przyzwyczajaj, droga
Rizo. Będzie już tylko gorzej – wyszeptał, a następnie zaśmiał się pod
nosem.
Zatrzasnęła
wtedy z hukiem drzwi. Wyminęła zdezorientowanego i przestraszonego Roya, a
później zamknęła się w pokoju. Nie potrzebowała niczego innego, tylko
pocieszenia i mocnego uścisku ze strony swojego ojca.
* * *
Biegł
ile sił w nogach, trzymając w ręku zrolowaną gazetę. Pomimo swojego
wyczerpania, przyśpieszył. Każdy oddech rozdzierał mu od wewnątrz klatkę
piersiową, mięśnie odmawiały posłuszeństwa, czoło lśniło od potu, biała koszula
przylepiła do ciała.
Wpadł
z impetem przez drzwi, krzycząc:
-
Już wiadomo! Riza?! – Wbiegł po schodach, omal nie zabijając się o kolejne
stopnie i otworzył drzwi do pokoju dziewczyny. Zastał ją siedzącą na parapecie,
z podkulonymi nogami, ściągniętymi brwiami i złością w brązowych oczach.
-
Ciszej idioto – szepnęła teatralnym głosem, a następnie skinęła głową na ścianę
po jej prawej. – Właśnie zasnął…
-
Przepraszam, przepraszam – bąknął chłopak i usiadł obok niej. – Spójrz. –
Rozłożył gazetę i palcem wskazał na zdjęcie przedstawiające czerwone oczy
ishvalskiego mężcyzny. Dziewczyna odwróciła głowę.
-
Nie chcę tego widzieć – powiedziała cicho, ale chłopak wyciągnął dłońi pomachał
jej magazynem przed nosem. Riza zamachnęła się ręką i gazeta upadła na podłogę.
Chłopak przewrócił oczyma, zszedł z parapetu, schylił się po czasopismo, a
następnie opadł na twarde łóżko Hawkeye. Rozłożył się wygodnie i zaczął czytać.
-
Wojna…
-
Przestań! – przerwała mu i zakryła swoje uszy dłońmi.
-
Nie zachowuj się jak dziecko- powiedział chłopak. Pokręcił głową. – To twój
obywatelski obowiązek wiedzieć, co dzieje się w twoim kraju. – Na te słowa Riza
uśmiechnęła się niedowierzając słowom Roya. – Właśnie tak, obowiązek. Nie
wiesz, że to co się teraz dzieje zaważy na całej naszej przyszłości? Ishval
zbuntował się przeciw władzy, zbuntował się, a King Bradley zawsze mówi, że
każdy bunt trzeba uśmiercać już w zarodku.
-
I myślisz, że to usprawiedliwia tych wszystkich ludzi, którzy zabijają siebie
nawzajem? Wydają tych, z którymi żyli w zgodzie przez kilkanaście lat tylko,
dlatego że władze tego chcą?
-
Tak, bo tego wymaga od nas państwo! Ishval nie miał prawa zrobić tego, co teraz
robi. I dlaczego? Przez błąd żołnierza Amestris, który przypadkowo postrzelił
jedno z dzieci tego ludu… - prychnął chłopak.
-
Jesteś bezduszną kreaturą! Jak w ogóle możesz tak mówić? – krzyknęła dziewczyna,
zrywając się z parapetu. – Myślisz, że skoro śmierć tego dziecka była
przypadkiem, to można dojść z tym do porządku dziennego, jak gdyby nic się nie
stało? Żołnierz nie wiedział, co robi więc jest niewinny? – zapytała retorycznie.
Zapadła
między nimi cisza. Roy długo patrzył się w zdenerwowaną twarz Rizy. Nie mógł
pojąć jej toku rozumowania. Teraz nie liczyła się przyczyna wojny, ale ona
sama. Mobilizacja, do której zmusiło ich państwo. Chciał, by dziewczyna w końcu
przejrzała na oczy i opowiedziała się za dobrą ze stron. Za stronę państwa,
które ich wychowało. Za stroną Kinga Bradleya, ich wodza.
-
Rób co chcesz – odpowiedział w końcu i powoli wstał z łóżka. Podrapał się po
brodzie, a następnie z wahaniem podał jej gazetę. – Masz, może zrozumiesz, że
jesteś Amestryjką. – Wyszedł z pokoju. Po chwili usłyszał dźwięk przekręcanego
klucza w zamku po drugiej stronie drzwi.
Mijały
kolejne dni. Kwiecień zbliżał się ku końcowi, a on zamiast kąpać w pobliskim
jeziorze, przebywał w dusznym pokoju Mistrza, ucząc się wykorzystywania kręgu,
który w końcu udało mi się skonstruować.
Rysował
kręgi, a następnie próbując wyczuć przepływ energii, wyzwalać w sobie moc,
która uwidoczniłaby się w realnym świecie, a nie tylko w jego imaginacjach. Od
dwóch dni starał się podpalić świeczkę, na której znajdował się jego krąg. Raz
mu się prawie udało, co prawda był to tylko dym, ale był, prawda?
Siedział
właśnie w jadalni, próbując zrozumieć coś z pisemnych notatek Mistrza, kiedy przez
otwór w drzwiach wleciał list w charakterystycznej, lawendowej kopercie. Roy
podszedł do niego, schylił się i obrócił list wierzchem do góry. Widząc charakter
pisma swej ciotki, uśmiechnął się i otworzył czym prędzej list.
Przebiegł
go szybko wzrokiem, z każdą chwilą tracąc na swym uśmiechu. Upadł na krzesło,
nie bardzo wiedząc, co o tym wszystkim ma myśleć. Ciotka pisała, że jest z
ostatniego raportu dotyczącego jego nauki oraz wyrażała swoje pozytywne zdziwienie
jego umiejętnościami i propozycją Mistrza Hawkeye, by pobierał u niego nauki za
darmo. Poleciła także, by nie przejmował się wiadomościami o buncie
Ishvalczyków, ponieważ z tego, co twierdzą jej przyjaciele oficerowie - wojna
zaraz się zakończy. Równie szybko jak wybuchła.
Chłopak
podrapał się po głowie, a następnie schował list w kieszeni spodni. Był tak
oszołomiony, że nie zauważył drobnej sylwetki Rizy, która pojawiła się w
drzwiach prowadzących do ogrodu. Zauważył ją dopiero jak usiadła na drugim
końcu stołu, przypatrując mu się badawczo.
-
Możesz mi powiedzieć o, co tutaj – wyciągnął z kieszeni list i rzucił go w jej
stronę – chodzi? – wzięła do ręki papier, przeczytała go i uśmiechnęła się na
widok zdrobnienia imienia chłopaka.
-
Twoja ciotka twierdzi, że wojna już się kończy – stwierdziła.
-
Wiesz, że nie o to mi chodzi – żachnął się chłopak.
-
Mówiłam ci już, że nie chcę niczyjej pomocy z Centrali – powiedziała, a
następnie wstała z krzesła i podała mu list. -
Niczyjej.
Dumna Riza. No cóż, ja się nie dziwię. Też mam problem w tych sprawach... Nie lubię i nie chcę, nawet jakby sie przydało ;)
OdpowiedzUsuńWojna w tle nadaje mrocznego charakteru.Dobrze ujęta ta kwestia obywatelsiego obowiązku.
A Mistrz dalej zaparty! Z tymi relacjami cieżko mi sobie wyobrazić, że dzili sie z Royem swoim życiowym odkryciem :D No, jestem ciekawa <3
Riza nie chce pomocy? Duma dumą, ale pomoc materialna by im się przydała. Szczególnie zważywszy na sytuację ojca Rizy. Ale co ja tam wiem, Riza jest zupełnie inna niż ja, więc często jest mi ją trudno zrozumieć :)
OdpowiedzUsuńI mam nadzieję, że ciotka Roya ma rację i wojna faktycznie szybko się skończy.
Generalnie: wow. Już? Poważnie? Jestem zaskoczona, że już zaczęłaś ten okres w Ishvalu i strasznie ciekawa, co z związku z tym będzie dalej. I przepraszam za brak komentarzy, nadrobiłam już poprzednie części :) Świetny Hawkeye... Zastanawiam się, czy wiedział: później będzie już tylko gorzej... Brzmi proroczo i może... nawiązuje do Dnia Obiecanego? I rzuciło mi się w oczy: Na te słowa Riza uśmiechnęła się niedowierzając słowom Roya. - słowa, słowom, mało powtórzonko. I kolejny cudny moment, chyba jeden z najlepszych w Twoim opowiadaniu, to ta kłótnia Roya i Rizy, różnica poglądów. Dla mnie bomba, bardzo prawdziwie... Roy patrzy na to chłodno i jasno, czuje się w obowiązku, a Riza... Rizowata. Straszliwie mi się podobało. I chyba poparłabym Roya, mimo wszystko. Pozdrawiam i czekam na więcej.
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowość na Operę :)
UsuńWitam. W imieniu Cookie pragnę serdecznie przeprosić, ale odchodzi ona z załogi ocenialni. Więcej informacji tutaj: http://niebieskim-piorem.blogspot.com/2014/04/podsumowanie-miesiaca-luty-i-marzec-2014.html
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie ;)
hey, mozliwe, ze teraz bede bywac tu: http://arrancarno6.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńjesli masz ochote na cos dziwnego, zapraszam ;)
pozdrawiam i czekam na nowosc u Cb!
Z przyjemnością zajrzę - nie umiem się doczekać :)
Usuń