Obudził go dziwny dźwięk szurania
czegoś po podłodze. Otworzył zaspane oczy i potarł twarz dłońmi. Był tak bardzo
śpiący.
Wczorajszego dnia nie mógł się na
niczym skupić, kursował pomiędzy swoim pokojem, a kuchnią, spoglądając z
niepokojem, jak Riza lokuje swoje przybłędy w naprędce sprzątniętej piwnicy. Za
każdym razem, kiedy otwierał usta, by zaprotestować, rzucała mu twarde
spojrzenie i kręciła przecząco głową. Wtedy wracał do pokoju, próbował czytać
książki Sensei, znów się denerwował i cała historia zaczynała się od początku.
Dźwięk tłuczonego szkła wyrwał go
z letargu. Wstał z łóżka, ubrał się i zbiegł po schodach. Chciał skierować się
od razu do kuchni, ale ze zdziwieniem spostrzegł otwarte drzwi w prawej odnodze
korytarza. Podrapał się po głowie i rozejrzał.
Odkąd mieszkał u Mistrza, nigdy
nie widział, by drzwi do tego pokoju stały otworem, a kiedy raz zapytał Rizy,
dlaczego tak jest, rzuciła mu tylko dobrze znaną zasadą numer jeden i tekstem o
zgubnej ciekawości… przez pewien czas myślał, że pewnie znajdował się tam pokój
jej matki, ale kiedy powiedział jej o swoich podejrzeniach i spróbował ją
pocieszyć, stwierdziła beznamiętnie, że od zawsze znajdował się tam salon. Właśnie
wtedy stwierdził, że nie warto podejmować więcej tego tematu.
A teraz tajemnica mogła się
rozwiązać. Uśmiechnął się mimowolnie. Nie byłby sobą, gdyby nie wykorzystał tej
sytuacji. Akihito, też by tak zrobił.
Podszedł na palcach do drzwi i
poszerzył szparę pomiędzy nimi, a framugą jeszcze o kilka centymetrów.
Pierwszym, co rzuciło mu się w
oczy, była skulona postać na podłodze. Słyszał wyraźne jak pociąga nosem i
widział, jak drgają jej drobne ramiona.
Riza znajdowała się w najbardziej
zagraconym i zakurzonym miejscu, jakie kiedykolwiek widział. Wszędzie panował
rozgardiasz. Meble stały w dziwnych miejscach, poprzykrywane zszarzałym
płótnem; krzesła ustawiona na wielkim, drewnianym stole, większość foteli, była
wywrócona, a te, które stały normalnie, odwrócono w stronę ścian. Na podłodze
walały się książki i powyrywane z nich kartki. Okna były obwieszone grubymi
zasłonami, które słabo przepuszczały światło, tak że pomieszczenie tonęło w
półmroku, przerzedzonym gdzieniegdzie zapalonymi świeczkami.
Poczuł drapanie w gardle od wszechobecnego
kurzu.
- Wiem, że tam jesteś. –
Wzdrygnął się, gdy usłyszał głos Rizy. Zupełnie o niej zapomniał, przez tą
krótką chwilę. – Nie powinno cię tu być, ojciec się wścieknie…
- Bo wszedłem do pokoju? – zakpił
i zrobił krok w przód. W tym samym momencie, w pomieszczeniu rozległo się
przeraźliwe miauknięcie czarnego kota. Spojrzał pod swoje stopy, gdzie
znajdowała się ta mała, sycząca bestia. Zawsze wolał psy, z nich przynajmniej
był jakiś pożytek.
- Jesteś głupkiem – stwierdziła,
w końcu odwracając się w jego stronę. Nawet przy tym minimalnym dostępie
światła wiedział, że płakała. Było mu z tym niewiarygodnie głupio, dopiero
teraz zdał sobie naprawdę sprawę, że Riza była dziewczyną. – Na co się tak
gapisz? – zapytała, gdy podniosła się z podłogi. Założyła ręce na pierś i
zadarła nosa.
- Płakałaś – powiedział odkrywczo
i założył palce za szelki.
Dziewczyna zamrugała gwałtownie i
odgarnęła włosy z czoła.
- Wcale nie – zaprzeczyła, zbyt
gwałtownie. – A może nawet… jeśli to prawda, to co ci do tego?
- Masz rację, totalnie nic. Ale
to wszystko nadal mi nie wyjaśnia, dlaczego tutaj jesteś i co w ogóle tutaj się
stało. – Wskazał wymownie dłonią na bród. Hawkeye wzruszyła ramionami, siląc
się na wymuszoną lekkość tonu.
- Muszę przenieść tu ojca, to
wszystko – mruknęła i w tym samym momencie podniosła z ziemi kilka książek.
- W takim razie ci pomogę, a
zaczniemy od wpuszczenia tutaj odrobiny światła! – Zakrzyknął i podszedł z
trudem do okna. Zaczął szarpać za szare, ciężkie płótno. Wyglądał na tyle
komicznie, że Riza zrobiła sobie przerwę w sprzątaniu i z uśmiechem na ustach
przyglądała się jego czynnościom.
- A co z twoim „ja-ci-w-niczym-nie-pomogę”?
– Zapytała zupełnie poważnie. Chłopak odwrócił się na chwilę w jej stronę, a
ona ze zdumieniem zauważyła na jego twarzy rumieńce. Wzruszył ramionami i znów
pociągnął za materiał, który w następnej chwili spadł na ziemię w asyście kurzu
i kilku żabek.
- Powiedzmy, że sprzątnięcie tego
pokoju nie naraża Amestris – rzucił na wpół żartem, na wpół serio, i na wszelki
wypadek znów spojrzał na twarz dziewczyny, ciekaw jej reakcji. Ale zamiast
kpiącego uśmiechu, którego się spodziewał, zobaczył dziwne zawahanie.
- Nie byłabym tego taka pewna –
szepnęła, a następnie szybko zabrała się z powrotem do pracy.
- Co chcesz przez to powiedzieć? –
dociekał.
Po tych słowach nastała głucha
cisza, przerywana tylko cichymi miauknięciami kota, który bawił się na podłodze
papierową kulką.
Riza powoli zbliżyła się w jego
stronę z naręczem książek, a następnie pieczołowicie ułożyła je na parapecie. Gdy
wszystkie już stały w idealnym rządku, pogładziła ich grzbiety i odwróciła twarz
w stronę chłopaka. Stanęła na palcach, ułożyła dłonie w tubę, a później
przyłożyła je do jego ucha.
- Ten dom skrywa dużo tajemnic –
powiedziała z wahaniem – A ciekawość w stosunku do nich zgubi cię, tak samo jak
mojego ojca. – Roy wzdrygnął się na jej słowa. Nie wiedział, co miałby jej
teraz odpowiedzieć.
Nigdy nie potrafił zrozumieć, tej
dziwnej i chorej otwartości Rizy, jeżeli chodziło o takie sprawy. Odchrząknął, by zamaskować swój
dyskomfort, a następnie, kompletnie nie wiedząc, co zrobić dalej, znów zaczął ciągnąć
za materiał.
W tym samym czasie, dziewczyna,
jakby wybudzona z transu, podeszła do krzeseł ustawionych na stole i zaczęła je
ściągać, strzepując z nich ręką kurz. Postanowiła, że na sam koniec przyjdzie
tutaj z mokrą ścierką, na razie musiała uporać się z ogólnym ogarnięciem
pomieszczenia.
Znów zapadła między nimi cisza. O
wiele gorsza niż poprzednia. Riza pluła sobie w twarz, że tak łatwo przychodziła
jej otwartość wobec niego.
Przygryzła wargę i oparła czoło o
oparcie krzesła. Po prostu nie chciała, by po Ziemi chodził kolejny, niespełna
rozumu Płomienny Alchemik, który będzie uważał, że wszystko mu się należy, że będzie
mógł konkurować z Bogiem.
Spojrzała w dół, a w tym samym
momencie ostatnie płótno spadło na podłogę. Pomieszczenie zalało południowe
słońce.
Krzyknęła, odskakując do tyłu. Poślizgnęła
się, upadła i zakryła drżącą dłonią swoje usta.
- Riza! Nic ci się nie stało?! –
Zobaczyła przed sobą zdenerwowaną twarz Roya. – Uspokój się – polecił, ale ona
nie mogła tego zrobić. To było ponad jej siły. Widziała jak powoli odwraca
głowę, chcąc sprawdzić, co spowodowało taką jej reakcję.
- Wyjdź! – krzyknęła zanim zdążył
cokolwiek zauważyć. Gwałtownie chwyciła jego głowę i skierowała ją na swoją
twarz.
Zdezorientowany patrzył w jej
przerażone oczy. Zmarszczył brwi, nie wiedząc, co powinien teraz zrobić. Jak
zwykle. Wypuścił z siebie gwałtownie powietrze, ale posłusznie pokiwał głową i
wyszedł z pokoju, głośno zamykając za sobą drzwi.
Nie zobaczył, czego tak strasznie
bała się dziewczyna, ale wiedział, że niedługo potrwa ten stan.
W tym samym czasie, kiedy Roy
snuł plany nocnego włamania się do pokoju, Riza na czworakach powoli podeszła
do miejsca, w którym wcześniej stała i dłonią pogładziła brunatną, grubą kreskę.
Wiedziała, że ciągnęła się przez cały pokój zataczając koło.
W tej chwili znajdowała się na
jednym z krańców kręgu transmutacyjnego.
No narrreszcie! nareszcienareszcie!
OdpowiedzUsuńAle, och, jak mogę Cię pochwalić po taki zakończeniu?! Wooooo, mam nadzieję, ze tym razem nie każesz nam tyle czekać na następny rozdział, bo szobie przecież kłaków nawyrywam ze zdenerwowania!
Czo za krąg, jak to, jak to, znaczy, nie żeby coś dziwnego bylo na maksa w tym, że w domu Alchemika jest alchemicki krąg, ale! Taką grozą zarzuciło, takim mrokiem, że ciarrry, ciarry mnie obsiadły! Jej, jak ja się emocjonuje, to jesli Ty o sobie piszesz w komentarzu, żeś chaotyczna, to ja co najmniej podpinam pod to swoją wilczą osobę :D
Wooo.Uwielbiam, no uwielbiam relacje Roy-Riza i jeszcze ten Royek taki odkrywczy, haha i szeeelki <3 Mmmmmm. Drżę na te rozdziały, jak właśnie będzie coraz bliżej by Mustang zostal Płomiennym. Brrr. Dopiero czytając u Ciebie, zauważam jak mega, mega epicka to jest historia.
A czo do komentarzu jeszcze, jaki u mnie zostawiłaś : Boszsze, kochana, nie masz pojęcia ile mi dodają siły Twoje słowa :) zawsze potem latam po domu jakbym się nałykała jakiś spido pigułek :D A jak zrobię kilka rundek po pokoju to od razu się na worda rzucam i dalej popełniam swoje grafomany :PP A, no i! Mogę Ci spokojnie obiecać, że hm, no, będzie nie tylko fight :D Ale jeszcze nie teraz :P Rozprawiam się z więzami rodzinnymi i potem będzie taka zabawa w kotka i myszkę :P Rozdziały własnie tak dziele i szatkuje, zeby za duzo nie bylo na jeden post, bo na kompie to przybiera za duze rozmiary :P Ale za to, poki mam material, bede regularnie publikowac, mysle ze nawet co tydzien ^^
Muaaaaa ;* I obiecaj, ze następny rozdział pojawi sie szybciej!!
u mnie njus ;) :*
OdpowiedzUsuńKochanie, gdzie żeś Ty!
OdpowiedzUsuńGdzie czoś nowego! Gdziekolwiek! </3
Nie zostawiaj mnie!
I przybądź poczytać czo Wilczy ża romansze robi na arrancarze ;)
Kochana, przybywam. Co prawda nie teraz, ale w już w piąteczek! <3
UsuńOstatnie dni, były dla mojego wolnego czasu i mózgu totalną masakrą, dlatego też zapadła z mojej strony cisza.
Ale nie zostawiam! Nigdy!
Cześć :)
OdpowiedzUsuńJestem z ocenialni Niebieskim Piórem. Jestem nową stażystką, więc napisałam ocenę twojego bloga, więc czy mogę to ja ją umieścić zamiast Radhiki?
Oczywiście. Nie ma problemu :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuń